niedziela, 8 maja 2016

Urzędnicza tyrania

   Biurokracja jest przekleństwem  naszych czasów. Z tym musi zgodzić się większość czytelników. Jednak dopiero w ostatnich kilkudziesięciu latach XX wieku, określenie "biurokracja" zyskało negatywną konotację.
   Wikipedia określa biurokrację następująco: "biurokracja i biurokrata oznacza władzę oderwaną od społeczeństwa ... i urzędnika bezdusznego ślepo trzymającego się formalnej strony przepisów". Czy definicja ta jednak oznacza, iż biurokracja jest czymś z gruntu złym?
   Każda władza potrzebuje korpusu urzędniczego, jednak musi on posiadać dokładne "wytyczne z góry" co i jak robić w konkretnych sytuacjach. Urzędnicy potrzebują więc jasnych przepisów, do których mają się stosować. Nic więcej i nic mniej. Ta "bezduszność" biurokratów w tym przypadku powoduje, iż z góry wiadomo jak postąpią ci przedstawiciele władzy. Jest to ze wszechmiar pożądane. W systemie demokratycznym problem pojawia się w momencie, kiedy przyrost "braci urzędniczej" osiąga punkt krytyczny, w którym ilość biurokratów ma znaczący wpływ na wyniki procesu demokratycznego. Można to porównać do sytuacji, w której pracownicy przedsiębiorstwa wybierają swojego kierownika. W zależności, który z przyszłych szefów obieca im więcej w postaci zarobków, tego wybiorą na swojego zwierzchnika. W systemie rynkowym taka sytuacja spowodowałaby upadek danego przedsiębiorstwa, ponieważ kierownik nie kierowałby się motywem zysku przedsiębiorstwa a jedynie brałby pod uwagę kwestię popularności wśród pracowników, bo od tego zależałaby jego pozycja. Państwo jednak nie działa na zasadach rynkowych, więc jeśli biurokraci w czasie wyborów głosują na ludzi, którzy obiecują im jako grupie, większe zatrudnienie, wyższe zarobki itp to jest to sytuacja niedopuszczalna. Powoduje ona de facto  przejęcie władzy przez tą grupę społeczną. 
   Jak temu zapobiec? Zgodnie z zasadami kapitalizmu - tak znienawidzonego przez niektórych - żadna grupa społeczna nie może czerpać korzyści z wyzysku innej grupy, spowodowanego działaniami rządu. Rząd zatem musi mieć nałożone "kajdany" prawne, które uniemożliwią mu podejmowanie decyzji faworyzujących jedną grupę społeczną kosztem innej. 
   Wiem, wiem, zaraz wszyscy pomyślą, iż jest to utopia ponieważ rząd jest powoływany właśnie przez polityków wybranych większością głosów, jednak takie rozwiązanie musi być przeprowadzone i muszą to zrobić wyborcy głosując na partie, które umożliwią zmianę.
   Zmiana ta powinna moim zdaniem wyglądać następująco. Każdy człowiek, który decydowałby się zostać urzędnikiem, powinien mieć określony jasno zakres obowiązków i praw. Nie będzie można oczywiście rozliczać urzędnika z jego pracy na zasadach rynkowych, bo nie jest możliwe obiektywne określenie jego wydajności stosując te zasady. Nie jest możliwe przyznanie nagrody urzędnikowi, który przyjął więcej podań lub wystawił więcej decyzji, bo inny będąc bardziej dokładnym wydał ich mniej ale nie naraził się na niebezpieczeństwo wydania złej decyzji. Dlatego dokładne określenie w jakim trybie działa urzędnik i w jakich ramach prawnych jest tak ważne. 
   Biurokraci, oprócz obowiązków, powinni mieć przyznany pakiet praw. Każdy urzędnik w miarę stażu i po zdanym egzaminie, awansowałby na kolejne szczeble kariery. Awanse byłyby przewidywalne i w miarę nieuniknione (zależałby też od poziomu wiedzy "urzędniczej"). Należałoby też urzędnikom zagwarantować zabezpieczenie po przejściu na emeryturę, gdyż wyzbywają się możliwości zarabiania dużo większych pieniędzy pracując w innej "branży". W tym momencie kwestią najbardziej sporną będzie ustalenie odpowiedniego poziomu płac biurokratów, tak aby zachęcić ludzi do wstępowania do korpusu urzędniczego a jednocześnie nie powodować patologii na rynku pracy. Dla przykładu dla urzędnika na najniższym szczeblu mogłoby to być powiedzmy 40% płacy średniej ustalanej przez GUS (lub inną instytucję).
   Oczywiście wszyscy teraz zakrzyczycie,  że przecież to nie będzie sprawiedliwe, bo inni ludzie będą musieli zarabiać na swoje emerytury sami i nie będą mieli zabezpieczenia w postaci pewnej pracy. Weźcie jednak pod uwagę, iż w systemie rynkowym ci inni mają możliwość zarobienia wielokrotnie większych pieniędzy niż urzędnicy. Mówimy tutaj oczywiście o kapitaliźmie a nie o socjaliźmie, który u nas obecnie panuje. 
   Muszę Was uspokoić Drodzy Czytelnicy, gdyż biurokraci oprócz nabycia pewnych przywilejów powinni być pozbawieni jednego zasadniczego prawa. Mianowicie prawa głosu w wyborach. Biurokraci, nie mogą decydować i wybierać sobie "kierowników". Jest to swego rodzaju zabezpieczenie przed nadmiernym wpływem tej grupy społecznej na rządy.
   Wyżej wymienione zasady nie powinny spowodować nadmiernego przyrostu urzędników ani wzrostu ich "władzy". A co Wy o tym sądzicie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz