sobota, 14 maja 2016

Prywatna służba zdrowia

   Całkiem niedawno, podczas mojej hospitalizacji odbyłem ciekawą rozmowę z lekarką, która mnie "prowadziła". Pani Doktor krytycznie podchodziła (i słusznie) do rozwiązań w naszej służbie zdrowia i artykułowała bardzo rozsądne postulaty, które na pewno usprawniłyby opiekę na pacjentami i obniżyły koszty funkcjonowania państwowej służby zdrowia.
   Jednakże w ferworze wymiany zdań, padł ze strony Pani doktor argument, iż służba zdrowia nie może być prywatna, ponieważ ludzie w dużej mierze są nieodpowiedzialni i gdyby nie musieli przymusowo płacić składek do ZUS to nie ubezpieczyliby się w żadnej innej formie. Ja upierałem się, iż wolność jednostki jest wartością nadrzędną i jeśli ktoś szkodzi sobie nawet nie celowo, to powinien ponieść tego konsekwencje. W tym momencie Pani Doktor podała przykład grzybiarzy, którzy w rejonie obsługiwanym przez szpital dość regularnie stwarzali zagrożenie dla siebie i swoich rodzin, zbierając i konsumując różnego rodzaju trujące gatunki grzybów. 
   Nie mogliśmy kontynuować rozmowy ponieważ Pani Doktor zmuszona była zająć się pacjentami. Ten przykład bardzo mnie zaintrygował więc postanowiłem przeanalizować co stałoby się z nieszczęsnymi grzybiarzami w momencie kiedy funkcjonowałaby jedynie prywatna służba zdrowia. 
   Przypuśćmy zatem czysto hipotetycznie, iż do 4 osobowej rodziny, która zatruła się grzybami wzywane jest pogotowie. Szpitale są prywatne więc karetka wiezie wszystkich do najbliżej położonego. Co dalej? Mamy dwa rozwiązania. Pierwsze z nich jest takie, iż szpital sprawdza czy rodzina jest ubezpieczona, a że nie ma jak gdyż wszyscy są nieprzytomni, ordynator nakazuje zostawić ich pod bramą szpitala. W drugim przypadku, szpital podejmuje się leczenia nieszczęśników i po odzyskaniu przez nich przytomności sprawdza czy mają ubezpieczenie.
   Na co naraża się ordynator lub szpital przy pierwszym rozwiązaniu? Na drugi dzień pojawiają się nagłówki w gazetach: "Mordercy w białych kitlach!", "Przysięga Hipokratesa złamana!" itp. Czy będąc klientem tego szpitala i wiedząc, iż bycie nieprzytomnym przy przyjęciu grozi śmiercią, wypisujecie się z tego szpitala? Stawiam raczej na groźbę zamknięcia szpitala z powodu odpływu pacjentów, bo przynajmniej przytomni pacjenci nie będą chcieli się tam leczyć. Właściciel szpitala aby uratować biznes zrobi wszystko aby ordynator zapłacił za błąd duże odszkodowanie i nie dostał pracy nawet na zmywaku w tym kraju. 
   No ale co przy drugim scenariuszu, jeśli pacjenci nadal nie mają ubezpieczenia? Rodzina może zostać obciążona kosztami leczenia, powiedzmy 10000 zł i z rachunkiem do zapłacenia zostanie odesłana do domu. Jednak tutaj również może się zdarzyć, iż rodzina nie ma grosza przy duszy a zbierała i jadła grzyby z głodu. Komornik nie będzie miał z czego ściągnąć zaległości. Czy zatem należy ich skazać za długi i wsadzić do więzienia, czy może pomóc a jeśli tak to kto ma to zrobić?
   Proszę pamiętać, iż złota zasada tego obrzydliwego kapitalizmu mówi, że jedna zadowolona z obsługi osoba powie o tym dwóm innym, natomiast niezadowolona powie o tym dziesięciu. Stawiam zatem raczej na taki rozwój wypadków, iż po tygodniu od wyjścia rodziny ze szpitala pojawi się w prasie artykuł. Oczywiście w tym reportażu pokazywani będą "krwiopijcy w kitlach", którzy najbiedniejszym każą płacić wysokie daniny za usługi szpitalne. Tutaj scenariuszy jest już mnóstwo. Na przykład właściciel zorientuje się, iż z czysto marketingowego punktu widzenia lepiej jest umorzyć dług i pokazać wspaniałomyślność, bo to przyciągnie więcej pacjentów. Może to jednak spowodować napływ pacjentów nieubezpieczonych. W tym przypadku wszystko będzie kwestią korzyści skali. Jeśli pacjentów ubezpieczonych przybywa w tempie rekompensującym napływ nieubezpieczonych to wszystko jest OK. Jeśli jest odwrotnie, zapobiegliwy menedżer szpitala udzieli wywiadu w prasie, jak to pacjenci specjalnie wykorzystują szczodrość właścicieli szpitala. Spowoduje to częściowy odpływ pacjentów  nieubezpieczonych i napływ datków od osób majętnych w celu wspomożenia opieki medycznej nad najuboższymi. 
   Rozważmy jeszcze taki scenariusz, w którym szpital pomimo szkalującego artykułu w prasie, twardo obstaje przy zasadach rynkowych i żąda zapłaty. Czy jest mało prawdopodobne aby pod wpływem dziennikarzy, zaczęły spływać datki dla tej rodziny? Przecież obecnie takich przypadków są setki a nawet tysiące. Ludzie zbierają fundusze na leczenie za pomocą fundacji i nie rzadko udaje im się zebrać wymagane kwoty. Może lokalny burmistrz lub sołtys zrobiłby zbiórkę wśród mieszkańców na poczet rachunku dla szpitala? Rodzina mogłaby przecież odpracować to wykonując na rzecz mieszkańców jakieś prace.
   Uważny czytelnik zapewne zauważył, iż w żadnym z powyższych przykładów nie pojawia się interwencja Państwa. Skoro jednak obecnie płacimy składkę zdrowotną to oczekujemy, żeby Państwo załatwiało takie problemy. Nie wykazujemy żadnej inicjatywy i empatii, bo przecież płacimy "podatek zdrowotny". Państwo pobierając składkę bierze na siebie - bezzasadnie -  tak duży ciężar opieki, iż nie jest w stanie go udźwignąć. Zdarza się przecież, iż lekarze w szpitalu nie przyjmują pacjentów, bo wyczerpał się kontrakt z NFZ. Pacjenci jeżdżą zatem od szpitala do szpitala co może narazić ich nawet na ryzyko śmierci. Dodatkowo koszt leczenia przykładowych zatruć wyznaczony odgórnie przez NFZ może przecież wielokrotnie przewyższać koszt ustalony rynkowo. Może się też zdarzyć i zdarza się często, iż w szpitalu nie będzie potrzebnego sprzętu do diagnostyki wstępnej itp. W przypadku prywatnej służby zdrowia wiemy z całą pewnością, że wszystko musi być na najwyższym poziomie, bo tego wymaga rynek i pacjenci.
   Pytanie zatem co nam jest bardziej niemiłe, dostać rachunek na 10000 zł i mieć najlepszą możliwą opiekę czy też umrzeć podczas szukania miejsca w szpitalu? Czy w razie braku środków wolimy przyjąć pomoc udzieloną z dobroci serca przez osoby nam znane i nieznane (fundacje), ale dobrowolnie przekazujące datki? Czy też wolimy aby Państwo ściągało od nas podatki, marnotawiło je na niepotrzebną biurokrację (NFZ-ty) i dawało nam w zamian tylko ułudę dobrej opieki medycznej? Pieniądz, który przekazywany jest nam z nieprzymuszonej woli nigdy "nie śmierdzi", natomiast  pieniądz, który konfiskowany jest w ramach represji (podatku), zawsze jest naznaczony ludzką krzywdą.
   Na koniec chciałbym wtrącić małą dygresję dotyczącą powracającego sezonowo zjawiska zatruć grzybami. Jeśli lekarze lub ktokolwiek inny, na danym terenie zauważą nasilanie zatruć, to czy nie lepiej powiadomić lokalne władze, aby przeprowadziły akcję informacyjną wśród mieszkańców? Jeśli lekarzom bardzo leży na sercu dobro grzybiarzy to np. mogą zrobić składkę powiedzmy 5 zł od każdego lekarza (przez ogólnopolskie stowarzyszenie lekarzy) i zapłacić za emisję kilka razy do roku reklamówek w telewizji w okresie największego zagrożenia zatruciami. Tylko to byłoby za proste! Lepiej jest oddać 60 czy 70% swoich zarobków Państwu, bo ono zrobi to za nas lepiej, kompleksowo, taniej i bez zbędnych urzędników i ministerstw. No i zawsze można ponarzekać, iż wszystkim rządzi pieniądz a ja jestem biedny i się nie dorobiłem, bo okropni burżuje lub jeszcze gorsze Państwo nie zapłaciło mi godnie. Państwo czy też burżuj zapłacili Ci godnie, tylko Ty w swojej indolencji i głupocie oddałeś Państwu 70% swoich zarobków na załatwianie spraw nieważnych i niepotrzebnych, Pretensje należy mieć tylko do siebie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz