niedziela, 17 lipca 2016

Zaległa filmografia - amerykański sen o macho

   
   Półtora miesiąca przerwy w prowadzeniu bloga a w międzyczasie dużo się wydarzyło. Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, zamach w Nicei, przewrót w Turcji, kolejne poronione pomysły gospodarcze rządu, strajk pielęgniarek, protesty lekarzy-rezydentów. Na wszystkie te tematy pojawiło się mnóstwo publikacji, artykułów czy postów internautów. Nie chciałbym komentować tego wszystkiego zgodnie z zasadą co za dużo to nie zdrowo. 

   W czasie tej przerwy od pisania bloga postanowiłem skorzystać z uroków urlopu i nadrobić zaległości w najnowszej filmografii. Na pierwszy ogień poleciały ostatnie części Harrego Pottera, genialny film "Iluzja" z Morganem Freemanem i Woody'm Harrelsonem a dla totalnego odprężenia wchłonąłem "Zwierzogród". Po tych wszystkich udanych (mniej lub bardziej) filmach sięgnąłem po pozycję, którą firmował swoim nazwiskiem sam Robert De Niro, "Praktykanta". Nie wiedziałem czego spodziewać się po obrazie, kierowanym chyba raczej do damskiej części publiczności ale z czystej ciekawości oglądnąłem go "od dechy do dechy". 
   Okazał się on raczej przeciętną kopio-kontynuacją filmu "Diabeł ubiera się u Prady", ale miał swoje "momenty". W dużym skrócie, emeryt (Robert De Niro) podejmuje pracę jako praktykant w firmie sprzedającej ciuchy przez internet, której założycielką i prezesem jest młoda kobieta (żona i matka) Anne Hathaway. Zestawienie doświadczenia starszego pana i dynamizmu z chaotycznością młodej kobiety jest pretekstem do pokazania co zmieniło się w naszym (a właściwie amerykańskim) świecie, jakie były priorytety kiedyś dla ludzi pracujących a jakie są teraz. Wszystko to oczywiście w amerykańskim stylu i z amerykańskim rozmachem, czyli na przykład główna bohaterka dopiero co założonej firmy ma nową firmową limuzynę (bodajże Audi) z kierowcą, ma na etacie "firmową" masażystkę a wszyscy pracownicy pracują na sprzęcie z logo Apple i w budynku jakiego nie powstydziłaby się niejedna korporacja zagraniczna w Polsce. Jednym słowem przepych jest nie mniejszy niż w firmie, która prowadzi działalność przez minimum 20 a nie 2 lata.
   Pierwszym elementem, który rzucił mi się w oczy była atencja i szacunek jaką była otaczana główna bohaterka przez swoich współpracowników i ludzi z zewnątrz (inwestorów). Wynikała ona z tego, iż "kura domowa", jaką niewątpliwie była Anne, "podjęła rękawicę" i wkroczyła do świata biznesu. Robert De Niro wielokrotnie w filmie podkreśla, iż należy jej się szacunek ze względu na to, iż w pewnym sensie poświęciła życie rodzinne, swój czas i pieniądze aby ...... stworzyć miejsca pracy! Robert podkreśla, iż należy jej się szacun za to, że zaczynała z 20 pracownikami a w chwili obecnej ma ich 230 co jest nie do pomyślenia w polskiej rzeczywistości. W Ameryce ludzie szanują tych, którzy ryzykują i podejmują się prowadzenia biznesu a tym samym dają pracę innym. U nas tacy ludzie traktowani są jak wyzyskiwacze, którzy próbują zarobić na krzywdzie ludzkiej. Wyobrażacie sobie jak komentowany byłby fakt zatrudnienia masażystki w firmie? "Fanaberia!", "Nie ma na co kasy wydawać", "Z nadmiaru pieniędzy w d...ie jej się poprzewracało", i najważniejsze "Na to wydaje a nam to nie podniesie pensji, sknera!". Takie byłyby komentarze i nikt nie zwracałby uwagi na fakt, iż 230 osób ma pracę a każde potknięcie właścicielki byłoby jak najbardziej pożądane przez "brać robotniczą" nawet jeśli to potknięcie oznaczałoby utratę pracy i likwidację firmy. U nas częściej patrzy się na to, żeby innym było gorzej a nie na to, aby nam było lepiej. 
   Drugim elementem wyeksponowanym w filmie była zmiana jaka nastąpiła w społeczeństwie w sferze szeroko pojętego zatrudnienia. Kiedyś (lata 60-70'te) każdy mógł liczyć na angaż w firmie, który trwał 30 lub 40 lat. W chwili obecnej więcej korzyści odnosi się z częstej zmiany pracodawcy (raz na 3-4 lata) bo wzbogaca nas to wewnętrznie (nowe doświadczenia, awans społeczny) i materialnie (lepsze warunki życia). Przykładem może być to jak mieszkają główni bohaterowie. Zarówno Robert jak i Anne są właścicielami kamienic. jednakże on wraz z żoną dorobili się tego lokum po 40 latach pracy a Anne wraz z mężem mają je będąc ludźmi młodymi (przed 30-tką).
   Trzecim chyba jednak najważniejszym elementem filmu jest sposób zachowania postaci kreowanej przez Roberta De Niro. Owdowiały emeryt jest uosobieniem męskości. Szarmancki, pomocny, schludny, dbający o zachowanie etykiety wobec kobiet i jednocześnie stanowczy, opiekuńczy i odpowiedzialny (potrafi zrugać kierowcę szefowej, mimo że jest praktykantem, za picie w pracy oraz znosić fochy podpitej Anne). Nie płacze na każdym kroku i potrafi zachować dyskrecję. Jednak wydźwięk tej postaci w filmie jest raczej tragiczny, ponieważ musi ona uczyć innych "mężczyzn" zachowań, które powinny być normą, które każdy facet powinien wyssać z mlekiem matki. Najtrafniej tragizm zniewieścienia mężczyzn charakteryzuje scena w barze, gdzie Anne wygłasza monolog, w którym piętnuje brak w obecnym społeczeństwie prawdziwych mężczyzn. 
"Chłopcy co mam powiedzieć? Przepraszam nie wypada mówić chłopcy. Nikt już nie mówi faceci! Kobiety są kobietami a faceci, chłopcami? To skaza społeczna. (...) Od małego mówiono nam, kobietom, że możemy być kim chcemy a facetów pominięto i zaniedbano. Byłyśmy pokoleniem bojowych dziewczyn (...) Czasem się zastanawiam co z facetami? Chyba nadal szukają drogi dla siebie, ubierają się jak chłopcy, grają w gry wideo (...)"
Ten fragment pokazuje jak bardzo kobiety, w pewnym sensie, zmuszane były i są do przejmowania roli mężczyzn a mężczyźni są marginalizowani. Czemu ma służyć "zniewieścienie" mężczyzn? Czy tacy "mali chłopcy" będą w stanie obronić swoje kobiety i dzieci przed, niebezpieczeństwem? Czy będą w stanie zapewnić im dobrobyt? Nie wydaje mi się a niestety nasze Państwo dzielnie dąży do tego aby dzieci nie były utrzymywane przez swoich ojców, a kobiety były zmuszane przez sytuację materialną do podejmowania pracy. Nic nie może zależeć od decyzji obywatela (oprócz opuszczenia tego kraju) a dużo od decyzji urzędnika państwowego, nawet przyszłość naszych kobiet i dzieci.