sobota, 30 kwietnia 2016

Baśnie Tysiąca i Jednej Dobrej Zmiany cz.VI - Biurokracja

   Najbardziej zadowolony z działań Rycerskiego Posła był wierny sługa ludu, pan Burmistrz. Mógł on, do Urzędu Pracy Czarnej i Białej zatrudnić najlepszych i najbardziej zaufanych specjalistów, którzy będą pilnowali przestrzegania prawa przez przebrzydłych kapitalistów.
   A więc do poprzednio zatrudnionego Szwagra po ogrodnictwie dołączyła ciotka Kunegunda, bo była strasznie skąpa i dodatkowo za młodu często biła Pana Burmistrza trzcinką po rękach jak coś przeskrobał.
- Taka osoba na pewno pomoże zdyscyplinować niepokornych - myślał słusznie pan Burmistrz.
 Dodatkowo zatrudnienie w Urzędzie Pracy Czarnej i Białej znaleźli syn i teściowa, ponieważ zaufanie do pracowników to podstawa jeśli chodzi o ściganie nieprawidłowości. W całej ekipie nie mogłoby zabraknąć kuzyna Włodka. Był on drwalem, niezbyt inteligentnym, ale dłonie miał jak bochny chleba, więc jeśli trzeba byłoby "ruszyć" w interwencję to był nieoceniony. Resztę zespołu dokoptowano na zasadzie przypadku.
- Ci zapluci, reakcyjni kapitaliści nie będą mogli zarzucić mi kumoterstwa czy nepotyzmu - cieszył się pan Burmistrz. Było on bardzo dumny z tego, iż znał takie mądre określenia kapitalistów, bo wyczytał je w jednej starej książce, a zawsze go uczono, że im coś jest starsze tym lepsze, więc jeśli książka miała 50 lat to pewnie zawierała same mądrości. 
   Nareszcie nadszedł czas zemsty na chciwych przedsiębiorcach. Jeden po drugim, poddawani kontroli, albo zamykali biznesy (dobrze im tak za ich skąpstwo), albo redukowali zatrudnienie. Pojawiła się nowa fala bezrobotnych, którzy byli niezmiernie wdzięczni władzy, iż wcześniej uchwaliła im zasiłki.
   I tak oto źli kapitaliści zostali spacyfikowani, lub bez szemrania płacili pracownikom ustawowe stawki. Co prawda w miasteczku zlikwidowano 70% firm, ale to były okrutne obozy pracy. Pozostałe 30% firm funkcjonowało na normalnych i właściwych zasadach rynkowych, zgodnie z konstytucyjną zasadą sprawiedliwości społecznej, bez wyzysku braci pracowniczej. Mieszkańcy nie byli co prawda zadowoleni z podwyżek cen jakie nastąpiły w wyniku zwiększenia obciążeń podatkowych i zmniejszenia konkurencji, ale przecież wszystko to było skutkiem opieki jaką otoczyło nad nimi kochane Państwo i powinni być za to wdzięczni.
   Drogie Dzieci i Dorośli, na pewno zastanawiacie co stało się z czarnym bohaterem opowieści czyli Panią Zosią. Ano doigrała się w końcu i sprawiedliwości stało się zadość. Została zmuszona do odprawienia pracownika zatrudnionego "na czarno" i otrzymała solidną karę pieniężną za popełnioną zbrodnię. Kara pieniężna i obciążenia podatkowe spowodowały, iż Pani Zosia musiała zamknąć swój przybytek wyzysku, co było niewątpliwą sprawiedliwością.
   Wróciła do swojego 35-cio metrowego pałacu, gdzie służba, czyli mąż, opiekowała się nią do końca życia (podobno symulowała zwyrodnienie kręgosłupa). Oczywiście paskudna kapitalistka, przed dokonaniem żywota nie zapomniała pobierać zasiłku dla bezrobotnych, co było z jej strony wyjątkową bezczelnością.  Przecież bogactwa jakie zgromadziła w wyniku wyzysku w postaci drewnianej boazerii z lat 80-tych XX wieku, kunsztownych kilimów z epoki gierka czy starych albumów ze zdjęciami stanowiącymi przeogromną wartość, w zupełności wystarczyłyby jej na dostatnie i spokojne życie. Po śmierci wyzyskiwaczki jej dzieci i mąż nadal żyły z tego majątku, zgromadzonego dzięki krzywdzie ludzkiej i już zawsze wcinali prawdziwe rarytasy w postaci szczawiu, brukwi i mirabelek.
   

piątek, 29 kwietnia 2016

Baśnie Tysiąca i Jednej Dobrej Zmiany cz.V - Płaca Minimalna

   Niezadowolona z takiego obrotu sprawy była dotychczasowa pracownica Pani Zosi. 
- Jak to, mi się obniża pensję, a przyjmuje się innego pracownika na lewo? - zżymała się - Przecież to niesprawiedliwe, bo znaczy że z moich utraconych pieniędzy paskudna ropucha finansuje sobie nowych pracowników. Niech ze swoich daje a nie z moich!
   U innych pracodawców również panowała podobna sytuacja, więc uaktywnili się "dzielni partyzanci" wśród bezrobotnych. Nie przymierali głodem, bo mieli ochronkę od krewnych, ale byli bardzo chętni do niesienia bratniej pomocy. Uruchomili smartfony i broń obosieczną w postaci hejtów. W miasteczku znów narastał niepokój.
   A tymczasem w regionie zbliżały się wybory do Okrągłego Koryta. Rycerski Poseł pojawił się na spotkaniu wyborczym w miasteczku, na którym uprzejmi i zatroskani mieszkańcy poinformowali go o strasznym, nowym zjawisku, pracy "na czarno". 
- Ta sprawa nie mogła wydarzyć się w gorszym momencie - pomyślał Poseł. Musiał rozwiązać tą kwestię, bo nie uśmiechała mu się utrata wygodnego zydla przy Okrągłym Korycie. W tempie błyskawicznym, ulegając niestety szubrawemu prawu popytu i podaży, zareagował na skargi mieszkańców i zwołał brać rycerską z klubu poselskiego. Opracował z nimi kolejną chwalebną i niezmiernie potrzebną ustawę.
- W naszym kraju, każdy zasługuje na godziwą płacę - grzmiał na forum Okrągłego Koryta, Rycerski Poseł -, dlatego mocą ustawy powołujemy Powszechny Urząd Płac Alternatywnych, który ustali do jakiej płacy minimalnej w tym kraju powinien mieć prawo każdy obywatel. Ustalona kwota będzie minimum, jakie przedsiębiorcy muszą wypłacać swoim pracownikom. Dodatkowo, aby zapobiec zatrudnianiu "na czarno", lokalni włodarze mają powołać Urzędy Pracy Czarnej i Białej, które będą kontrolowały zatrudnianie i w których będą mogli rejestrować się bezrobotni. Wszelkie zatrudnianie"na czarno" będzie surowo karane!
   Były owacje na stojąco i gratulacje. Oczywiście, tylko z powodu wrodzonego taktu, oraz aby nie jątrzyć w społeczeństwie, Rycerski Poseł nie wspomniał o tym, iż wydatki na dodatkowe urzędy zostaną sfinansowane przez podniesienie podatku "od głowy" każdego zatrudnionego. Ta informacja mogła wywołać falę niezadowolenia wśród ohydnych kapitalistów i spowodować jakieś protesty, czy tym podobne rzeczy. Należało zatem, co jest chwalebne, ukryć ją jak najdłużej a przynajmniej do wyborów. 
   W naszym miasteczku, nowa ustawa wywołała kolejną falę zadowolenia. Cieszyli się zatrudnieni, którym ustawowo podniesiono płacę minimalną do 1 300 zł. Cieszyli się również bezrobotni...... Chociaż nie. Jakoś wśród bezrobotnych, szczególnie tych najbiedniejszych panowało rozczarowanie. No, ale przecież oni też byli współwinni razem z kapitalistami, bo pracowali u nich "na czarno". Nie doceniali faktu, że kiedyś wykorzystywano ich i płacono 800 czy 1 000 zł a teraz mogli śmiało szukać pracy i nikt nie mógł im zapłacić mniej niż 1 300 zł na rękę. 
- No tak, mieć 1000 zł a nie mieć 1300 zł to jednak różnica - myśleli bezrobotni.
Jednak takie myślenie było niewłaściwe i na pewno spowodowane uzależnieniem tych biedniejszych bezrobotnych od pracy. Kapitaliści po prostu zdeprawowali ich i przeciągnęli na swoją stronę.

czwartek, 28 kwietnia 2016

Baśnie Tysiąca i Jednej Dobrej Zmiany cz.IV - Interwencjonizm

   Pan Burmistrz był niezwykle kompetentnym jegomościem, który został wybrany na to stanowisko między innymi dlatego, iż w młodości połknął kij od szczotki, dzięki czemu mógł przez 8 godzin ciurkiem, siedzieć wyprostowany za biurkiem.
  Z powagą godną piastowanego urzędu wysłuchał delegacji zmartwionych kobiet, a ponieważ nie był być może lotnego umysłu to wiedział jednak, że co dwie głowy to nie jedna. Poprosił zatem o radę Rycerskiego Posła z regionu. Wspólnie doszli do wniosku, iż Pani Basia często jest bezrobotna nie dlatego, że często zwalnia się z pracy aby przypilnować syna czy też nie dlatego, że pijany mąż często odwiedza ją w miejscu pracy awanturując się przy tym. Winien był przede wszystkim pracodawca, ohydny burżuj, który nie potrafił zrozumieć  sytuacji biednej kobiety i nie pomógł jej. A skoro nie chciał pomóc, trzeba go do tego zmusić.
   Rycerski Poseł wraz ze swoimi rycerskim kolegami z klubu przy Okrągłym Korycie uchwalił zatem, iż każda niepracująca osoba powyżej 18 roku życia powinna otrzymywać 700 zł bezzwrotnej zapomogi przez okres 6 miesięcy, a ponieważ źródłem wszelkich plag i głodu jest kapitalizm, zapłacą za to kapitaliści w postaci podatku po 500 zł na głowę, każdego zatrudnionego przez nich pracownika. Oczywiście aby dopilnować poboru, dobrotliwy Burmistrz zatrudnił - bardzo słusznie zresztą - zaufaną osobę, w postaci szwagra po ogrodnictwie, do liczenia wpływających podatków.
   W miasteczku wybuchła euforia. 
- Wreszcie będzie można wyzwolić się spod jarzma kapitalistycznego ucisku - myśleli nisko wynagradzani pracownicy i poczęli przechodzić na zasiłek. Dobrotliwi "partyzanci", w postaci bezrobotnych ukrywających się do tej pory za smartfonami, rozpoczęli akcję fejsbukowo-tłitową wychwalającą mądrych i przezornych urzędników.
   Na wszystkie te wydarzenia zareagowali - z czystęj żądzy zemsty - paskudni przedsiębiorcy z miasteczka. Zwolnili część pracowników aby uniknąć sprawiedliwego podatku. Nie inaczej postąpiła Pani Zosia, która zdążyła wrócić z niezasłużonego odpoczynku. Zwolniła zatem pracownicę z najkrótszym stażem, obniżyła pensję drugiej pracownicy a sama stanęła za ladą.
- Co za chytra raszpla - oburzała się pracownica Pani Zosi - chce się dorobić na cudzym nieszczęściu. Żeby jej w gardle stanęły pieniążki jakie mi zabrała z pensji.
   Przez pół roku w miasteczku trwała sielanka. Kapitaliści zarabiali, ale już nie tyle - co było ze wszechmiar sprawiedliwe - , a bezrobotni na zasiłkach cieszyli się wolnością od ucisku. Jednak chciwi burżuje, uzurpatorzy wiedzieli, że przyjdzie ich czas zemsty.
   Nadeszła zatem chwila, kiedy bezrobotnym zaczęło kończyć się prawo do zasiłku. Okrutni wyzyskiwacze nie chcieli ich zatrudniać, nie przez podatek przecież, a z czystej zemsty. W regionie zaczęło robić się biednie. Mieszkańcy miasteczka mieli mniej pieniędzy a dodatkowo ceny zaczęły rosnąć (kolejna sztuczka biznesmenów). 
   Część bezrobotnych aby po prostu przeżyć musiała niestety pracować. I tak jeden z nich trafił po prośbie do warzywniaka Pani Zosi. Ta, jako rasowa wyzyskiwaczka zaoferowała mu zatrudnienie, ale "na czarno" i za 700 zł. Była to próba ominięcia sprawiedliwego przecież podatku!
- Pewnie potrzebuje pieniędzy na opłacenie służby w swoim pałacu - zżymał się bezrobotny, ale rad nie rad przyjął ofertę Pani Zosi (jeść przecież trzeba).

środa, 27 kwietnia 2016

Baśnie Tysiąca i Jednej Dobrej Zmiany cz.III - Bezrobocie

Po upływie pół roku coś zaczęło się zmieniać. W miasteczku brakowało już nisko wykwalifikowanej siły roboczej bądź absolwentów, do wykorzystania przez przebrzydłych kapitalistów pokroju Pani Zosi czy Pana Bronka. 
   Oczywiście, kochane Dzieci bezrobocie nie zniknęło. Po prostu niektórzy bezrobotni zostali wyposażeni przez swoich zapobiegliwych i opiekuńczych krewnych w narzędzia, służące obronie przed kapitalistycznymi oprawcami. Najczęściej było to pokaźne kieszonkowe oraz smartfon z facebook'iem, które to narzędzia skutecznie pomagały im bronić się przed wyzyskiem ze strony wszelkiej maści dorobkiewiczów.
   Jednak brak taniej siły roboczej nie powstrzymał ohydnych biznesmenów przed kolejnym niecnym planem. Ich kolejnym fortelem było podniesienie płac pracownikom, których najbardziej cenili. Zrobili to oczywiście - jak słusznie podejrzewano - z niskich pobudek aby Ci biedni i uciskani ludzie nie uciekli z ich kołchozów pracy.
   Pracownica Pani Zosi nie zarabiała już 1 000 zł a 1 500 zł na rękę, jednak nadal była czujna, bo starsza pani mogła już obmyślać następny straszliwy plan wyzysku, co mógł sugerować rosnący na plecach Pani Zosi garb. Oczywiście, pracownica miała rację ponieważ Pani Zosia doszła - całkowicie bezpodstawnie zresztą - do wniosku, iż po dwudziestu paru latach pracy ma problemy z kręgosłupem  i musi wybrać się do Ciechocinka w celu podreperowania zdrowia. Nie mogła zamknąć warzywniaka na czas pobytu w sanatorium, bo który kapitalista zrezygnowałby z ograbiania biednych (już nie tak bardzo) obywateli miasteczka. Wdrożyła zatem szatański plan stworzenia swoistego "samograja". Podniosła pensję dotychczasowej pracownicy do 2 000 zł i zatrudniła kolejną  za 1 300 zł miesięcznie. Spakowała się i na dwa miesiące pojechała do uzdrowiska wiedząc, iż tak zmotywowana czyli zniewolona załoga dopilnuje jej interesów.
   Tak to niestety w bajkach bywa kochane Dzieci, iż sprawy lubią się komplikować. Wśród szlachetnych bezrobotnych, skutecznie unikających zatrudnienia za pomocą kieszonkowego i smartfona znajdowała się "czarna owca". Była to Pani Basia, która pracowała tylko dorywczo ponieważ jej mąż nadużywał alkoholu i nie pomagał jej w zajmowaniu się synkiem Jasiem. Jasio uczęszczał do szkoły i jego koledzy i koleżanki zauważyli, iż chodzi w podartych trampkach i czasami zdarza się, że patrzy jak jedzą inne dzieci sam nic nie pałaszując. Informacja o tym rozeszła się lotem błyskawicy.
- Coś z tym trzeba zrobić! - biadoliły na zebraniu klasowym mamy kolegów i koleżanek z klasy Jasia.
- A może - powiedziała nieśmiało Pani Marysia, jedna z mam - porozmawiać z Panią Basią. Któraś z nas zaprosi ją na kawę. Dowiemy się jak możemy jej pomóc i w razie czego, dopóki sytuacja Pani Basi się nie poprawi, ufundujemy Jasiowi śniadania w szkole i nową parę butów. Będzie to nas kosztowało powiedzmy 2 zł miesięcznie ale chyba warto dać z dobroci serca niewielki grosz......
   Jednak nikt nie słuchał Pani Marysi, która prowadziła punkt krawiecki i jako obrzydliwa kapitalistka nie powinna mieć przecież nawet prawa głosu.
- Niech się ta biznesłumen lepiej nie odzywa. Jak jest taka mądra to niech ze swojego daje - myślały pozostałe mamy,
- A jak nas spotka to samo co Panią Basię, to mamy się prosić o jałmużnę od takiej Marysi? Niedoczekanie!
   Zatem szlachetne i zapobiegliwe niewiasty postanowiły zwrócić się do wyższej instancji i wybrały się z prośbą o rozwiązanie problemu Pani Basi do Burmistrza miasteczka.

wtorek, 26 kwietnia 2016

Baśnie Tysiąca i Jednej Dobrej Zmiany cz.II - Konkurencja

   Sytuacja w warzywniaku Pani Zosi przypominała obóz pracy. Trzeba było sprzedawać i sprzątać z przerwami przez 8 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu. Mordęga! 
   Dodatkowo Pani Zosia uświadomiła sobie, iż ma monopol w miasteczku na sprzedaż warzyw. Postanowiła zatem - w celu całkowitego wydojenia mieszkańców z kasy - nie obniżać cen a nawet je podnieść.
   Chytry plan Pani Zosi pokrzyżował jednak inny czarny charakter tej opowieści, demoniczy burżuj, Pan Bronek. Był on spokojnym, dorywczo pracującym człowiekiem. Często widywał Panią Zosię w drodze do pracy więc kiedy po 3 miesiącach od okrągło-korytowej hucpy zauważył, jak nasza kapitalistka podjeżdża pod warzywniak nowym, 25-cio letnim BMW był w szoku. On zawsze marzył o takim samochodzie! 
   Myślał o tym kilka dni. W zakamarkach jego świadomości zaczął kiełkować i rozwijać się ..... POMYSŁ NA BIZNES! To znów dawał znać o sobie ten okropny, zaraźliwy zarazek przedsiębiorczości. Pan Bronek - jak w amoku - pożyczył od szwagra furgon, pojechał do znajomego rolnika pod miasto, podkupił zieleniny i sprzedał na lokalnym targowisku. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę ponieważ przy cenach niższych niż w warzywniaku Pani Zosi zarobił w miesiąc 5 000 zł.
- Ohydny konkurent - zżymała się Pani Zosia i rad nie rad musiała obniżyć ceny, co i tak było dla niej niezłym interesem ponieważ w wyniku obniżki cen zwiększył się obrót.
   Pan Bronek woził warzywa na targ przez dwa miesiące. Dorobił się wymarzonego BMW 325 z dwudziestoletnim stażem ale jego żona była niezadowolona i ciągle ciosała mu kołki na głowie:
- Nigdy nie ma Cię w domu! Dzieci za Tobą płaczą! Nawet obiadu w weekendy nie jesz z rodziną! - narzekała. 
   Wola żony rzecz święta, więc aby w domu mieć spokój Pan Bronek obmyślił chytry plan, godny zepsutego kapitalisty. Zatrudnił mianowicie za 1 300 zł miesięcznie pomocnika, który rano dowoził od rolnika produkty a w weekendy zastępował go na targowisku. Był to straszny wyzysk!
   Coraz więcej osób, obserwując poczynania Pani Zosi i Pana Bronka łapało wirusa przedsiębiorczości. Zaraza szerzyła się na całe miasteczko. Powstawały różnego rodzaju sklepiki czy lokale usługowe. Ich właściciele zatrudniali oczywiście, za marne 1 000 zł miesięcznie, osoby bezrobotne i wykorzystywali je do cna. Wszystko szło po myśli tych bezwzględnych kapitalistów. Coraz więcej osób pracowało. Zwiększały się wydatki mieszkańców więc pomimo konkurencji i spadających cen, biznesy rozwijały się. 
   Mieszkańcy zauważyli, iż za te same pieniążki mogą kupić coraz więcej produktów, jednak byli czujni. Podejrzewali, iż kryje się za tym kolejny podstęp kapitalistycznych warchołów. Co prawda pracownicy dostawali od tych wyzyskiwaczy płatne nadgodziny, wolne w razie potrzeby czy darmowe kursy np. z obsługi kasy fiskalnej, jednak nadal była to ciężka harówka po 8 godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu.

Baśnie Tysiąca i Jednej Dobrej Zmiany cz.I - Wolny Rynek

    Drogie Dzieci, szanowni Rodzice i Wy przemili Dziadkowie. W ramach cyklu Baśnie Tysiąca i Jednej Dobrej Zmiany opowiem Wam historię o Bezdusznym Kapitaliźmie.
    Za górami, za lasami, na rubieżach naszego pięknego kraju leżało małe miasteczko. Mieszkała tam Pani Zosia, która była bardzo energiczną i zaradną osobą. Wraz z mężem od 20 lat prowadziła warzywniak. To było jej "królestwo". 
     Przez te wszystkie lata wiodło im się nieźle, aczkolwiek ciężko było im prowadzić biznes we dwoje. Czasami zdarzało im się zatrudniać pracowników ale tylko na zastępstwo, ponieważ był to dla nich zbyt duży wydatek. Jakoś wychowali w tym czasie dwoje dzieci, które poszły swoją drogą i wszystko nadal toczyłoby się utartym torem, gdyby mąż Pan Zosi nie zachorował. Aby mieć z czego się utrzymywać Pani Zosia przyjęła do pracy przemiłą dziewczynę. Płaciła jej najniższą krajową czyli 1 350 zł ale i tak pracownica kosztowała ją dodatkowo 900 zł. Nie było jednak wyboru. Po odliczeniu kosztów nowozatrudnionej, Pani Zosia zarabiała 1 500 zł miesięcznie.
   Pewnego ranka, wychodząc do pracy spotkała podekscytowaną sąsiadkę.
- Słyszała Pani? Rewolucja! Tragedia! - trajkotała sąsiadka.
- Co się stało?
- Powariowali w tej stolycy! Wczoraj było wieczorne posiedzenie Okrągłego Koryta i jeden z Posłów Halabardników z opozycji, dla draki, zgłosił projekt ustawy likwidującej te wszystkie podatki, ZUS-y i wprowadzającej ten .... no..... Wolny Rynek!!!
- No i co z tego? - powiedziała znudzona Pani Zosia, przyzwyczajona do fanaberii Rycerskich Posłów.
- Ano to, że większość się pomyliła i zagłosowała za tą ustawą! Nie będzie podatków! Wolny rynek! Po prostu skandal!
Pani Zosi przebiegł po plecach zimny dreszcz.
- Wolny rynek hm..... - zamyśliła się.
Ruszyła powolnym krokiem w kierunku warzywniaka. Nagle pojawiła się w jej głowie pewna myśl nie dająca jej spokoju w drodze do pracy. Tą myślą był ohydny bakcyl przedsiębiorczości.
   Po przybyciu do swojego "królestwa" natychmiast zaczęła chłodno kalkulować. Skoro nie musiała już płacić za pracownika 2 250 zł to może przyjąć do pracy jakąś biedną duszyczkę płacąc jej 1000 zł albo obecnej pracownicy zaproponować taką stawkę. Jak pomyślała, tak zrobiła. Dziewczę, które u niej pracowało musiało zadowolić się obniżoną pensją, ponieważ chciało mieć pieniążki na swoje wydatki a dodatkowo pomagało rodzicom.
- Nareszcie będzie mnie stać na wyjazd z mężem do Bantustanu, na wymarzone od 20 lat wakacje - pomyślała samolubnie Pani Zosia.
- A może coś jeszcze odłożę, jeśli ktoś zgodzi się pracować za mniej niż 1000 zł miesięcznie? - syknęła już na głos i oblizała swoim rozdwojonym, wężowym językiem,  prawe ucho.
   Tak, tak drogie Dzieci i szacowni Dorośli, Pani Zosia zmieniała się na naszych oczach. Wirus przedsiębiorczości działał i w Pani Zosi budziła się przebiegła kapitalistka.