wtorek, 26 kwietnia 2016

Baśnie Tysiąca i Jednej Dobrej Zmiany cz.II - Konkurencja

   Sytuacja w warzywniaku Pani Zosi przypominała obóz pracy. Trzeba było sprzedawać i sprzątać z przerwami przez 8 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu. Mordęga! 
   Dodatkowo Pani Zosia uświadomiła sobie, iż ma monopol w miasteczku na sprzedaż warzyw. Postanowiła zatem - w celu całkowitego wydojenia mieszkańców z kasy - nie obniżać cen a nawet je podnieść.
   Chytry plan Pani Zosi pokrzyżował jednak inny czarny charakter tej opowieści, demoniczy burżuj, Pan Bronek. Był on spokojnym, dorywczo pracującym człowiekiem. Często widywał Panią Zosię w drodze do pracy więc kiedy po 3 miesiącach od okrągło-korytowej hucpy zauważył, jak nasza kapitalistka podjeżdża pod warzywniak nowym, 25-cio letnim BMW był w szoku. On zawsze marzył o takim samochodzie! 
   Myślał o tym kilka dni. W zakamarkach jego świadomości zaczął kiełkować i rozwijać się ..... POMYSŁ NA BIZNES! To znów dawał znać o sobie ten okropny, zaraźliwy zarazek przedsiębiorczości. Pan Bronek - jak w amoku - pożyczył od szwagra furgon, pojechał do znajomego rolnika pod miasto, podkupił zieleniny i sprzedał na lokalnym targowisku. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę ponieważ przy cenach niższych niż w warzywniaku Pani Zosi zarobił w miesiąc 5 000 zł.
- Ohydny konkurent - zżymała się Pani Zosia i rad nie rad musiała obniżyć ceny, co i tak było dla niej niezłym interesem ponieważ w wyniku obniżki cen zwiększył się obrót.
   Pan Bronek woził warzywa na targ przez dwa miesiące. Dorobił się wymarzonego BMW 325 z dwudziestoletnim stażem ale jego żona była niezadowolona i ciągle ciosała mu kołki na głowie:
- Nigdy nie ma Cię w domu! Dzieci za Tobą płaczą! Nawet obiadu w weekendy nie jesz z rodziną! - narzekała. 
   Wola żony rzecz święta, więc aby w domu mieć spokój Pan Bronek obmyślił chytry plan, godny zepsutego kapitalisty. Zatrudnił mianowicie za 1 300 zł miesięcznie pomocnika, który rano dowoził od rolnika produkty a w weekendy zastępował go na targowisku. Był to straszny wyzysk!
   Coraz więcej osób, obserwując poczynania Pani Zosi i Pana Bronka łapało wirusa przedsiębiorczości. Zaraza szerzyła się na całe miasteczko. Powstawały różnego rodzaju sklepiki czy lokale usługowe. Ich właściciele zatrudniali oczywiście, za marne 1 000 zł miesięcznie, osoby bezrobotne i wykorzystywali je do cna. Wszystko szło po myśli tych bezwzględnych kapitalistów. Coraz więcej osób pracowało. Zwiększały się wydatki mieszkańców więc pomimo konkurencji i spadających cen, biznesy rozwijały się. 
   Mieszkańcy zauważyli, iż za te same pieniążki mogą kupić coraz więcej produktów, jednak byli czujni. Podejrzewali, iż kryje się za tym kolejny podstęp kapitalistycznych warchołów. Co prawda pracownicy dostawali od tych wyzyskiwaczy płatne nadgodziny, wolne w razie potrzeby czy darmowe kursy np. z obsługi kasy fiskalnej, jednak nadal była to ciężka harówka po 8 godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz