czwartek, 28 kwietnia 2016

Baśnie Tysiąca i Jednej Dobrej Zmiany cz.IV - Interwencjonizm

   Pan Burmistrz był niezwykle kompetentnym jegomościem, który został wybrany na to stanowisko między innymi dlatego, iż w młodości połknął kij od szczotki, dzięki czemu mógł przez 8 godzin ciurkiem, siedzieć wyprostowany za biurkiem.
  Z powagą godną piastowanego urzędu wysłuchał delegacji zmartwionych kobiet, a ponieważ nie był być może lotnego umysłu to wiedział jednak, że co dwie głowy to nie jedna. Poprosił zatem o radę Rycerskiego Posła z regionu. Wspólnie doszli do wniosku, iż Pani Basia często jest bezrobotna nie dlatego, że często zwalnia się z pracy aby przypilnować syna czy też nie dlatego, że pijany mąż często odwiedza ją w miejscu pracy awanturując się przy tym. Winien był przede wszystkim pracodawca, ohydny burżuj, który nie potrafił zrozumieć  sytuacji biednej kobiety i nie pomógł jej. A skoro nie chciał pomóc, trzeba go do tego zmusić.
   Rycerski Poseł wraz ze swoimi rycerskim kolegami z klubu przy Okrągłym Korycie uchwalił zatem, iż każda niepracująca osoba powyżej 18 roku życia powinna otrzymywać 700 zł bezzwrotnej zapomogi przez okres 6 miesięcy, a ponieważ źródłem wszelkich plag i głodu jest kapitalizm, zapłacą za to kapitaliści w postaci podatku po 500 zł na głowę, każdego zatrudnionego przez nich pracownika. Oczywiście aby dopilnować poboru, dobrotliwy Burmistrz zatrudnił - bardzo słusznie zresztą - zaufaną osobę, w postaci szwagra po ogrodnictwie, do liczenia wpływających podatków.
   W miasteczku wybuchła euforia. 
- Wreszcie będzie można wyzwolić się spod jarzma kapitalistycznego ucisku - myśleli nisko wynagradzani pracownicy i poczęli przechodzić na zasiłek. Dobrotliwi "partyzanci", w postaci bezrobotnych ukrywających się do tej pory za smartfonami, rozpoczęli akcję fejsbukowo-tłitową wychwalającą mądrych i przezornych urzędników.
   Na wszystkie te wydarzenia zareagowali - z czystęj żądzy zemsty - paskudni przedsiębiorcy z miasteczka. Zwolnili część pracowników aby uniknąć sprawiedliwego podatku. Nie inaczej postąpiła Pani Zosia, która zdążyła wrócić z niezasłużonego odpoczynku. Zwolniła zatem pracownicę z najkrótszym stażem, obniżyła pensję drugiej pracownicy a sama stanęła za ladą.
- Co za chytra raszpla - oburzała się pracownica Pani Zosi - chce się dorobić na cudzym nieszczęściu. Żeby jej w gardle stanęły pieniążki jakie mi zabrała z pensji.
   Przez pół roku w miasteczku trwała sielanka. Kapitaliści zarabiali, ale już nie tyle - co było ze wszechmiar sprawiedliwe - , a bezrobotni na zasiłkach cieszyli się wolnością od ucisku. Jednak chciwi burżuje, uzurpatorzy wiedzieli, że przyjdzie ich czas zemsty.
   Nadeszła zatem chwila, kiedy bezrobotnym zaczęło kończyć się prawo do zasiłku. Okrutni wyzyskiwacze nie chcieli ich zatrudniać, nie przez podatek przecież, a z czystej zemsty. W regionie zaczęło robić się biednie. Mieszkańcy miasteczka mieli mniej pieniędzy a dodatkowo ceny zaczęły rosnąć (kolejna sztuczka biznesmenów). 
   Część bezrobotnych aby po prostu przeżyć musiała niestety pracować. I tak jeden z nich trafił po prośbie do warzywniaka Pani Zosi. Ta, jako rasowa wyzyskiwaczka zaoferowała mu zatrudnienie, ale "na czarno" i za 700 zł. Była to próba ominięcia sprawiedliwego przecież podatku!
- Pewnie potrzebuje pieniędzy na opłacenie służby w swoim pałacu - zżymał się bezrobotny, ale rad nie rad przyjął ofertę Pani Zosi (jeść przecież trzeba).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz