czwartek, 29 września 2016

Wolność - jak to rozumieć?



Podobno po 1989 roku jesteśmy narodem wolnym. W pewnym sensie jest to prawda bo według mnie wolno nam zostać w Polsce albo z niej wyjechać. W tym momencie nasza wolność kończy się, ograniczona gorsetem przepisów, ustaw, praw  narzuconych przez kolejne niezbyt liberalne rządy. Mnogość wszelkich nakazów i zakazów powoduje u mnie -  jako obywatela  -  permanentny strach przed konsekwencjami moich działań, których de facto mogę nie znać. Co może mi grozić za publiczne wypicie piwa, za nieposprzątanie po psie, za chodzenie niewłaściwą stroną ulicy (tam gdzie nie ma chodnika)? A co byłoby gdybym nie musiał martwić się o przepisy czy zakazy? Czy wtedy moje zachowanie uległoby nagłemu zdziczeniu?

Ograniczenia w formie przepisów wchodzące w każdą dziedzinę naszego życia powodują, iż zatracamy instynkt samozachowawczy. Interesuje nas tylko czy coś jest czy nie jest zgodne z wolą Wielkiego Brata (Państwa).  Ten instynkt – przy braku przepisów – kazałby nam zadawać sobie inne pytania. Jaki wpływ moje działania będą miały na innych współobywateli? Czy w ogóle obchodzi mnie to jak będę postrzegany? Jaki zysk przyniesie mi działanie lub powstrzymanie się od niego?

To powinny być pytania, które muszą determinować nasze działania.  Jeśli będę pił piwo w parku to mogę być postrzegany jako pijak. Jeśli mnie to nie obchodzi, to w porządku ale muszę liczyć się z tym, iż jeśli będę zaczepiał ludzi tam spacerujących mogę spotkać się z reakcją niekoniecznie dla mnie miłą. W chwili obecnej zastanawiamy się  czy dostaniemy mandat za picie piwka w parku, a nie zastanawiamy się czy przypadkiem nie możemy zostać  ukarani, niekoniecznie przez policję, za skutki tego picia. Instynkt powinien nam podpowiadać,  nie pij bo to może się dla Ciebie źle skończyć, ktoś może Twoje zachowanie źle zinterpretować i tylko Ty będziesz temu winien.

Jeśli będę chodził po ulicy w sposób zagrażający mojemu życiu to muszę sam podjąć decyzję czy ryzyko, które podejmuję jest warte utraty życia. Co z tego, że obecnie grozi za to mandat? Jeśli go dostanę to zapłacę (lub nie) a ryzyko będę podejmował dalej, bo na szali nie będę stawiał swojego życia ale będę stawiał ustawową karę w formie mandatu.  Z jednej  strony stawiamy szybsze dotarcie do celu a z drugiej mandat. Nasz, uśpiony przez ogrom przepisów instynkt powinien nam podpowiadać, że szybsze dotarcie do celu może być okupione śmiercią. Co zyskam a co mogę stracić? Tak powinno brzmieć pytanie.

Takie same zasady powinny panować we wszystkich aspektach naszego życia. Brak przepisów, ustaw czy czego tam jeszcze wcale nie uczyni z nas barbarzyńców. Nie będziemy biegać nago po ulicach z bronią w ręku, ponieważ na takie zachowanie nie pozwalają zasady wolnościowe. Taki wybryk może nas kosztować życie i ludzie doskonale zdają sobie z tego sprawę. Jednakże wszędobylskie przepisy stępiły nasze instynkty samozachowawcze, wręcz zabroniły nam odwoływania się do nich.  Trzymając się przykładu z bronią to przy obecnym stanie prawnym powstrzymanie nagiego i uzbrojonego mężczyzny, wyrządzając mu krzywdę, może skończyć się dla nas sądem i więzieniem a przynajmniej grzywną. Prawo dodatkowo pozbawia nas narzędzi, które pozwolą nam reagować (ograniczenie dostępu do broni).  Nie powstrzymując takiego człowieka nie narażamy się na złamanie prawa.  Nasze instynkty przekierowane są na unikanie konfliktu z prawem bez względu na to jak nieludzkie lub idiotyczne może ono być.