wtorek, 26 kwietnia 2016

Baśnie Tysiąca i Jednej Dobrej Zmiany cz.I - Wolny Rynek

    Drogie Dzieci, szanowni Rodzice i Wy przemili Dziadkowie. W ramach cyklu Baśnie Tysiąca i Jednej Dobrej Zmiany opowiem Wam historię o Bezdusznym Kapitaliźmie.
    Za górami, za lasami, na rubieżach naszego pięknego kraju leżało małe miasteczko. Mieszkała tam Pani Zosia, która była bardzo energiczną i zaradną osobą. Wraz z mężem od 20 lat prowadziła warzywniak. To było jej "królestwo". 
     Przez te wszystkie lata wiodło im się nieźle, aczkolwiek ciężko było im prowadzić biznes we dwoje. Czasami zdarzało im się zatrudniać pracowników ale tylko na zastępstwo, ponieważ był to dla nich zbyt duży wydatek. Jakoś wychowali w tym czasie dwoje dzieci, które poszły swoją drogą i wszystko nadal toczyłoby się utartym torem, gdyby mąż Pan Zosi nie zachorował. Aby mieć z czego się utrzymywać Pani Zosia przyjęła do pracy przemiłą dziewczynę. Płaciła jej najniższą krajową czyli 1 350 zł ale i tak pracownica kosztowała ją dodatkowo 900 zł. Nie było jednak wyboru. Po odliczeniu kosztów nowozatrudnionej, Pani Zosia zarabiała 1 500 zł miesięcznie.
   Pewnego ranka, wychodząc do pracy spotkała podekscytowaną sąsiadkę.
- Słyszała Pani? Rewolucja! Tragedia! - trajkotała sąsiadka.
- Co się stało?
- Powariowali w tej stolycy! Wczoraj było wieczorne posiedzenie Okrągłego Koryta i jeden z Posłów Halabardników z opozycji, dla draki, zgłosił projekt ustawy likwidującej te wszystkie podatki, ZUS-y i wprowadzającej ten .... no..... Wolny Rynek!!!
- No i co z tego? - powiedziała znudzona Pani Zosia, przyzwyczajona do fanaberii Rycerskich Posłów.
- Ano to, że większość się pomyliła i zagłosowała za tą ustawą! Nie będzie podatków! Wolny rynek! Po prostu skandal!
Pani Zosi przebiegł po plecach zimny dreszcz.
- Wolny rynek hm..... - zamyśliła się.
Ruszyła powolnym krokiem w kierunku warzywniaka. Nagle pojawiła się w jej głowie pewna myśl nie dająca jej spokoju w drodze do pracy. Tą myślą był ohydny bakcyl przedsiębiorczości.
   Po przybyciu do swojego "królestwa" natychmiast zaczęła chłodno kalkulować. Skoro nie musiała już płacić za pracownika 2 250 zł to może przyjąć do pracy jakąś biedną duszyczkę płacąc jej 1000 zł albo obecnej pracownicy zaproponować taką stawkę. Jak pomyślała, tak zrobiła. Dziewczę, które u niej pracowało musiało zadowolić się obniżoną pensją, ponieważ chciało mieć pieniążki na swoje wydatki a dodatkowo pomagało rodzicom.
- Nareszcie będzie mnie stać na wyjazd z mężem do Bantustanu, na wymarzone od 20 lat wakacje - pomyślała samolubnie Pani Zosia.
- A może coś jeszcze odłożę, jeśli ktoś zgodzi się pracować za mniej niż 1000 zł miesięcznie? - syknęła już na głos i oblizała swoim rozdwojonym, wężowym językiem,  prawe ucho.
   Tak, tak drogie Dzieci i szacowni Dorośli, Pani Zosia zmieniała się na naszych oczach. Wirus przedsiębiorczości działał i w Pani Zosi budziła się przebiegła kapitalistka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz