Podobno po
1989 roku jesteśmy narodem wolnym. W pewnym sensie jest to prawda bo według mnie wolno nam
zostać w Polsce albo z niej wyjechać. W tym momencie nasza wolność kończy się,
ograniczona gorsetem przepisów, ustaw, praw narzuconych przez kolejne niezbyt liberalne
rządy. Mnogość wszelkich nakazów i zakazów powoduje u mnie - jako obywatela - permanentny strach przed konsekwencjami moich
działań, których de facto mogę nie znać. Co może mi grozić za publiczne wypicie
piwa, za nieposprzątanie po psie, za chodzenie niewłaściwą stroną ulicy (tam gdzie
nie ma chodnika)? A co byłoby gdybym nie musiał martwić się o przepisy czy
zakazy? Czy wtedy moje zachowanie uległoby nagłemu zdziczeniu?
Ograniczenia w
formie przepisów wchodzące w każdą dziedzinę naszego życia powodują, iż zatracamy
instynkt samozachowawczy. Interesuje nas tylko czy coś jest czy nie jest zgodne
z wolą Wielkiego Brata (Państwa). Ten
instynkt – przy braku przepisów – kazałby nam zadawać sobie inne pytania. Jaki wpływ
moje działania będą miały na innych współobywateli? Czy w ogóle obchodzi mnie
to jak będę postrzegany? Jaki zysk przyniesie mi działanie lub powstrzymanie
się od niego?
To powinny być
pytania, które muszą determinować nasze działania. Jeśli będę pił piwo w parku to mogę być
postrzegany jako pijak. Jeśli mnie to nie obchodzi, to w porządku ale muszę
liczyć się z tym, iż jeśli będę zaczepiał ludzi tam spacerujących mogę spotkać
się z reakcją niekoniecznie dla mnie miłą. W chwili obecnej zastanawiamy
się czy dostaniemy mandat za picie piwka
w parku, a nie zastanawiamy się czy przypadkiem nie możemy zostać ukarani, niekoniecznie przez policję, za
skutki tego picia. Instynkt powinien nam podpowiadać, nie pij bo to może się dla Ciebie źle
skończyć, ktoś może Twoje zachowanie źle zinterpretować i tylko Ty będziesz
temu winien.
Jeśli będę
chodził po ulicy w sposób zagrażający mojemu życiu to muszę sam podjąć decyzję
czy ryzyko, które podejmuję jest warte utraty życia. Co z tego, że obecnie grozi
za to mandat? Jeśli go dostanę to zapłacę (lub nie) a ryzyko będę podejmował
dalej, bo na szali nie będę stawiał swojego życia ale będę stawiał ustawową
karę w formie mandatu. Z jednej strony stawiamy szybsze dotarcie do celu a z
drugiej mandat. Nasz, uśpiony przez ogrom przepisów instynkt powinien nam
podpowiadać, że szybsze dotarcie do celu może być okupione śmiercią. Co zyskam
a co mogę stracić? Tak powinno brzmieć pytanie.
Takie same
zasady powinny panować we wszystkich aspektach naszego życia. Brak przepisów,
ustaw czy czego tam jeszcze wcale nie uczyni z nas barbarzyńców. Nie będziemy
biegać nago po ulicach z bronią w ręku, ponieważ na takie zachowanie nie
pozwalają zasady wolnościowe. Taki wybryk może nas kosztować życie i ludzie
doskonale zdają sobie z tego sprawę. Jednakże wszędobylskie przepisy stępiły
nasze instynkty samozachowawcze, wręcz zabroniły nam odwoływania się do
nich. Trzymając się przykładu z bronią
to przy obecnym stanie prawnym powstrzymanie nagiego i uzbrojonego mężczyzny,
wyrządzając mu krzywdę, może skończyć się dla nas sądem i więzieniem a
przynajmniej grzywną. Prawo dodatkowo pozbawia nas narzędzi, które pozwolą nam
reagować (ograniczenie dostępu do broni). Nie powstrzymując takiego człowieka nie
narażamy się na złamanie prawa. Nasze
instynkty przekierowane są na unikanie konfliktu z prawem bez względu na to jak
nieludzkie lub idiotyczne może ono być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz