Miało być tak pięknie, a obecnie mamy kiepsko zarabiających sprzedawców w marketach i całą rzeszę zacnych urzędników z gwarancjami zatrudnienia i wysokimi uposażeniami.
- Co tu robić - zastanawiają się rodzice - Jak najlepiej zabezpieczyć przyszłość naszych dzieci?
- Rozwiązanie jest proste. Nasze dzieci muszą być urzędnikami, bo mają oni gwarancję zatrudnienia - myśli większość.
Na zamieniające się zapotrzebowanie ze strony mieszkańców reaguje lokalna szkoła. Rodzice posyłają więc dzieci do klas o kierunku, "pracownik administracji publicznej", bo dlaczego ich dzieci mają harować za 1100 - 1200 zł w markecie, skoro mogą dostać 1600 - 1700 zł w Urzędzie na początek? Na rynek trafia coraz więcej ludzi z wykształceniem urzędniczym, jednak nasz poczciwy i szlachetny Burmistrz nie jest w stanie zatrudnić wszystkich. Rodzina i znajomi mają pierwszeństwo, co jest słuszną koncepcją, ponieważ trzeba mieć do współpracowników zaufanie. Niestety okazuje się, iż pan Burmistrz ma kłopot, ponieważ zaczyna brakować pieniędzy na potrzeby wciąż rosnącego korpusu dzielnych urzędników. "Wielcy inwestorzy" zagraniczni korzystając z pomocy prawników, unikają opodatkowania a lokalni, pasożytniczy kapitaliści ledwo wiążą koniec z końcem - co jest sprawiedliwe za te wszystkie niegodziwości jakich się dopuszczali - i również nie płacą dużych podatków.
Pan Burmistrz postanawia więc wypróbować sprawdzone "źródełko". Udaje się na spotkanie z Rycerskim Posłem. Poseł konsultuje się z kolegami z partii i ku jego zaskoczeniu, część kolegów nie ma tego typu problemów w okręgach wyborczych. Okazało się, iż na terenach gdzie ludziom się powodzi jest przemysł (prywatny lub państwowy), albo są to duże aglomeracje, które siłą rzeczy przyciągają inwestorów. Nasz Rycerski Poseł poczuł się jak ubogi krewny swoich kolegów. Narastała w nim złość i poczucie misji, które kazało mu zrobić coś dla tych biednych ludzi z regionu. Oczywiście, skromnie myślał też o swojej reelekcji, ale to przecież naturalne u bezinteresownych i zatroskanych polityków.
- Przecież nie może być tak, iż w jednym regionie kraju ludzie żyją dostatnio, a w drugim na granicy ubóstwa - myślał Poseł
- Jesteśmy jednym narodem i musimy być dumni , solidarni, dzielić się ......... - i nagle wpadła mu do głowy myśl. Skrzyknął szybciorem kolegów Posłów i wyłuszczył im swój pomysł.
- Żaden obywatel tego kraju nie może wykorzystywać innego i nie może być tak, że akurat urodzenie i pochodzenie ma decydować o naszym statusie materialnym. Nie może być tak, że ktoś urodzony i mieszkający w stolycy lub na Ślunsku będzie miał dużo, bo przypadkowo te regiony posiadają bogactwa naturalne lub dobre położenie geograficzne. Natomiast ktoś urodzony na Zapupiu Wielkim, za względu na to ,iż mieszka tam gdzie mieszka ma przymierać głodem. Musimy wyrównać tę niesprawiedliwość i opodatkować regiony bogate na rzecz biednych, aby w tych drugich powstawały zakłady pracy i infrastruktura."
Przy takiej retoryce Rycerskiego Posła, za ustawą byli nawet posłowie z regionów bogatszych.
- Przecież trza się dzielić z narodem a sowjego to nie oddajemy, nie? - myśleli całkiem słusznie i przezornie.
W miasteczku znów zapanowało poruszenie, bo rząd na mocy ustawy przegłosowanej przez posłów z Okrągłego Koryta, zobowiązał się do zainwestowania w takie niezbędne lokalnej społeczności rzeczy jak aquapark, bungapark i stadnina kuców-buców. We wszystkich tych przybytkach zatrudnienie znajdą oczywiście "lokalsi", dobierani przez naszego niezłomnego i najuczciwszego z uczciwych pana Burmistrza. Dobór odbędzie się oczywiście według znanego i sprawdzonego klucza.
Byli jednak mieszkańcy miasteczka, którzy z pewnym dystansem obserwowali całe zamieszanie. To lokalni staruszkowie, którzy kręcili głowami i pytali się nawzajem, jak to się stało, że kiedyś, ktoś kto miał fach w ręku i był piekarzem, stolarzem, tynkarzem, rzeźnikiem, lekarzem był zamożny. Teraz wystarczyło mieć "dobre" pochodzenie - najlepiej z rodziny urzędniczej - lub znajomości i już można było mieć furę, skórę i komórę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz